SDP SDP
259
BLOG

Rozmowa z Jerzym Haszczyńskim

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 0
Z Jerzym Haszczyńskim, autorem książki reporterskiej „Mój brat obalił dyktatora”, rozmawia Błażej Torański.

 

 

Jerzy Haszczyński, rocznik 1966, ukończył filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Po studiach, w 1991 roku, związał się z „Rzeczpospolitą” i pracuje w niej do dziś. Był korespondentem w Berlinie oraz wydawcą i redaktorem założonego przez „Rz” tygodnika Polaków na Litwie „Słowo Wileńskie”. Od 11 lat jest szefem działu zagranicznego „Rz”. Pisuje komentarze na tematy międzynarodowe i reportaże. Prowadził akcję przeciwko używaniu przez zagraniczne media określenia „polskie obozy”. Laureat i współlaureat kilku nagród i wyróżnień SDP i Grand Press. Wydał zbiór reportaży z Niemiec „Nie tylko pani Steinbach”. 

Wydawnictwo Czarne wydało właśnie zbiór jego reportaży z przeżywających gwałtowne zmiany państw muzułmańskich pt. „Mój brat obalił dyktatora”.

W środę od ostrzału w syryjskim mieście Hims zginęli Marie Colvin, słynna dziennikarka, korespondentka wojenna "Sunday Times" i Remi Ochlik, laureat World Press Photo. Czy Syria będzie następną, upadającą kostką domina? 

Gdy giną sławni dziennikarze z ważnych mediów, na chwilę wzrasta oburzenie światowej opinii publicznej. Chcieli pokazać okrucieństwo reżimu dławiącego bunt i zapłacili za to najwyższą cenę. Prawdopodne, że oddziały Baszara Asada specjalnie zaatakowały prowizoryczne centrum prasowe w Hims, by odstraszyć media zagraniczne. Pozbyć się świadków. 

Po upadku trzech kostek domina – w Tunezji, Egipcie i w Libii – i dodatkowo czwartej w Jemenie (choć tam dyktator zawarł porozumienie z opozycją i wywalczył sobie nietykalność) kilka innych się nie przewróciło. Nacisk był zbyt mały. Czy tą następną kostką będzie syryjska? — Prezydent Baszar Asad na pewno sam nie ustąpi. Raczej uczyni trwającą tam wojnę domową w jeszcze bardziej krwawą. W obronie własnego życia i swoich popleczników może dokonać czynów, jakich jeszcze nie widzieliśmy od początku wiosny ludów arabskich.

„Al Kaida podniosła nas, Arabów, z kolan. Wydobyła z bagna upodlenia. Dała nam poczucie siły” mówi jordański inżynier, jeden z bohaterów Pana reportażu. Czy wielu Arabów tak myśli?

Jest to dosyć powszechny pogląd, ale nie dowodzący jednoznacznego poparcia dla Al Kaidy. Natomiast na pewno Arabowie, a nawet nieco szerzej – muzułmanie, bo dotyczy to również Turków – przez wiele lat byli urzędowo zapatrzeni w Zachód i mu się poddawali. Ten Jordańczyk mówi, że akurat w Jemenie służono albo Brytyjczykom, albo Amerykanom, albo komunistom z Moskwy. Al Kaida spowodowała, że muzułmanie z Bliskiego Wschodu poprawili sobie samopoczucie, poczuli się silniejsi. Ale to nie oznacza, że każdy Arab jest zwolennikiem Al Kaidy. Powiedziałbym nawet, że ich zdecydowana większość nie jest. Inne są jednak te proporcje w Jemenie, gdzie Al Kaida jest silna i panuje nad częścią kraju, a inne w Egipcie czy Tunezji.

Czy wiosna ludów, którą Pan opisuje w reportażach swojej książki, podniosła godność Arabów? Wspomniany inżynier konstatuje, że „wcześniej arabska krew nic nie była warta”. A teraz – dodaje, jakby Panu groził palcem - „każdy arabski zamachowiec-samobójca wstrząsa waszą cywilizacją”.

Stąpamy po bardzo niebezpiecznym gruncie, łącząc zamachy terrorystyczne z rewolucjami arabskimi, bo od strony sprawców prawie nic ich nie łączy. Al Kaida chciałaby być sprawcą rewolucji arabskich. Chciałaby obalić Mubaraka w Egipcie, Ben Alego w Tunezji, a nawet Kaddafiego w Libii, ale w czasie tych rewolucji nie miała żadnych wpływów, próbowała się do nich podczepić. Najgorszy wniosek, jaki moglibyśmy wyciągnąć z rewolucji arabskich jest taki, że służą fundamentalistom islamskim, którzy chcą siłą, zamachami wystąpić przeciwko cywilizacji zachodniej. Taki pogląd jest marginalny. 

Zwycięzcami rewolucji arabskich są islamiści, nawet są wśród nich fundamentaliści, ale zwycięzcy nie są agresywni i skupiają się na tym, co dzieje się w ich krajach. Agresywni wobec Zachodu bywają czasami w retoryce, ale to nie znaczy, że należy się bać skutków rewolucji arabskich.

Czy każda z tych rewolucji musi mieć mitycznego bohatera? Jak Tunezyjczyk Mohamed Buazizi, właściciel dwukołowego wózka mandarynkami i dymkę, który dokonał samospalenia, czy feministki w Iranie.

Z punktu widzenia reportera musi mieć, bo bez takich bohaterów opowieści byłyby nieciekawe. W wielu miejscach musiałem się popisać inwencją, ale w przypadku rewolucji tunezyjskiej nie miałem wyboru. Bohater nasuwał się sam, bo on to wszystko zaczął, choć był tego kompletnie nieświadomy. Z pewnością umierając w bólach od poparzeń też nie wiedział, do czego to doprowadzi. Nie wiedział, jak ważną postacią w historii świata arabskiego się stanie. Powiedzmy, że wszystkie historie opisane w książce są falą gwałtownych przemian. W Iranie na bohaterki wybrałem feministki, bo Islamska Republika Iranu nie kojarzy się z kobietami, które zabierają głos w jakichkolwiek sprawach, a jest odwrotnie. 

Buazizi, który uruchomił lawinę, w swym dramatycznym losie przypomina Jana Palacha. Ten ostatni dokonał samospalenia po agresji Układu Warszawskiego na Czechosłowację, ale to był także protest przeciwko przemocy.  Jakże różne kultury, a podobny los.

Podobny los, bo w pewnym sensie, bardzo ogólnym, tożsame systemy, w których zdecydowali się na desperacki czyn. W państwach arabskich nie tylko były represje, ale – co może ważniejsze - brak możliwości rozwoju dla ludzi, którzy nie są związani z władzą. Brak szans na normalne życie, na założenie rodziny, wykorzystanie wykształcenia, na zachłystywanie się wolnością. 

W zawierusze arabskiej padali dyktatorzy prezydenci, ale nie monarchowie. Opisał Pan króla Maroka, Mohameda VI, jak nocami wymyka się z pałacu, aby rozmawiać z żebrakami śpiącymi w kartonach, karłami w obdartych ubraniach, a potem strąca oficjeli ze stanowisk. Może władza monarsza, od wieków trwała, jest bliższa społeczeństwom, prostym ludziom?

Rzeczywiście żadna monarchia nie padła. Mimo silnych wystąpień w Maroku i przede wszystkim w Bahrajnie, gdzie rewolucja została zdławiona. Bunty były też w królestwie Jordanii. Ale monarchowie okazują się w tłumieniu niepokojów społecznych znacznie silniejsi i sprawniejsi od prezydentów czy dyktatorów bez tytułów, jak Kaddafi. Potrafią być sprytniejsi. Podobnie, jak Putin – jeśli jego rząd ma problem, to winien jest minister, nie on. Monarchowie arabscy także potrafią odsunąć od siebie skutki błędnej polityki. W Maroku król ma ogromna władzę, a cały gniew spada na polityków, a nie dziedzicznego monarchę. 

Dlatego demonstranci nie podchodzą nawet pod pałac królewski?

Szczególnie w Tetuanie, w północnym Maroku, gdzie rozgrywa się akcja mojego reportażu. Poparcie dla króla jest tam jeszcze silniejsze niż w Casablance lub na południu, bo północ, niegdyś totalnie zaniedbana, więcej zyskała dzięki monarsze, więc i miłość do króla większa.

A może władza królewska jest w tym rejonie świata sprawiedliwsza? Może król lepiej rozumie swój lud? Maroko jest arabskim pionierem wolności słowa. W Internecie można podobno oglądać nawet pornografię.

Niewątpliwie  wolność w Internecie jest tam tak daleko posunięta, prawie jak na Zachodzie. Być może, próbuję sobie przypomnieć, podobnie jest w Libanie. W pozostałych krajach arabskich często blokuje się nie tylko strony z pornografią, ale i polityczne, a w czasie niepokojów Internet jest po prostu wyłączany. 

Dziennikarze jednak i w Maroku trafiają do więzień. Jak Ali Elmrabet, który ma zakaz wykonywania zawodu, gdyż w magazynie satyrycznym opublikował karykaturę króla i wyliczył koszty utrzymania rezydencji monarchy. 

Tak, bo wolność słowa kończy się tam w momencie podważania – zdaniem władzy -  autorytetu króla. Nazywa się to zagrożeniem bezpieczeństwa i spokoju państwa. Każda satyra może się dla dziennikarza skończyć więzieniem lub odebraniem prawa do wykonywania zawodu. W Internecie krąży nagranie z demonstracji w północnym Maroku, gdzie pewien człowiek wykrzykuje hasła przeciwko królowi. Oskarża go, że jest marionetką kolonizatorów z Paryża i Tel Awiwu. Tydzień temu dostał wyrok trzech lat więzienia.

 

Rozmowa ukazała się na portalu

SDP.PL


SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości