SDP SDP
485
BLOG

Rozmowa z Krzysztofem Ziemcem

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Z Krzysztofem Ziemcem, dziennikarzem TVP 1 o Telekamerach, wierze i potrzebie pasji rozmawia Kajus Augustyniak.



Krzysztof Ziemiec, ur. W 1967 r., dziennikarz TVP1. Absolwent Inżynierii Środowiska Politechniki Warszawskiej i polsko-amerykańskiego studium dziennikarskiego. W latach 1994–2002 pracował w Programie III Polskiego Radia. Później w TVN 24,  TVP1, TVP2, Programie I PR i w TV Puls.  W czerwcu 2008 uległ ciężkiemu poparzeniu w wyniku wybuchu pożaru w jego mieszkaniu. Do prowadzenia „Wiadomości” w TVP1 wrócił w grudniu 2009. Od 2010 w tej samej stacji prowadzi programy publicystyczne. Współautor książki „Wszystko jest po coś”. Narrator w filmie dokumentalnym „Jan Paweł II. Szukałem Was…” (obraz otrzymał medialnego Totusa 2011). W 2010 r. otrzymał Tulipana Narodowego Dnia Życia – nagrodę przyznawaną z okazji Narodowego Dnia Życia. Dwukrotny laureat Telekamery w kategorii informacja – osobowość w latach 2011 i 2012. Za program „Niepokonani” uhonorowany tytułem „Grand Prix” w konkursie „Oczy szeroko otwarte”.
 

 

 

Zdobył Pan Telekamerę dwa razy pod rząd. W zasadzie można by zapytać, jak to się robi?

Myślę, że recepta jest cały czas taka sama. Trzeba być sobą, nie udawać nikogo innego i nie oszukiwać widza. Może widzowie nie potrafią do końca tego nazwać, ale wyczują, że coś jest nie tak i wolą przełączyć się na inny kanał. A jeśli ktoś jest sobą, może nawet kimś mniej modnym, albo nawet czasem nazwę to nieudacznikiem, a nie człowiekiem sukcesu, znaczna część widzów to zaakceptuje. W dzisiejszym świecie, a przynajmniej tak jest w telewizji, człowiek musi się czymś wyróżniać. Niektórzy robią to na siłę, inni wyróżniają się tym, że są normalni. W moim przypadku sprawdza się chyba ta druga recepta, bo ja nigdy nikogo nie udawałem. Zawsze byłem o krok, o pół kroku za modą, za ogólnym trendem, ale jak widać, to się ludziom też podoba, a ja nie muszę się napinać i wychodzić jak aktor na scenę, by każdego dnia zagrać kogoś innego.

Pan rzeczywiście wyróżnia się. Obrońca życia wzywający na YouTube do pogłębiania wiary… Dziennikarze telewizyjni rzadko publicznie ujawniają swój światopogląd, swoje podejście do wiary, prawda?

Rzeczywiście w oficjalnym obiegu mało kto to ujawnia. Pewnie tak jest, że każdy z nas w głębi duszy jest trochę innym człowiekiem niż na zewnątrz. Może inni nie czują potrzeby albo nikt ich o to nie prosi a może się trochę boją lub trochę się wstydzą takich postaw. A ja nie muszę się ani bać ani wstydzić. Nie chciałbym nikogo źle oceniać lub krytykować. Po prostu, tak mi się już wszystko układa w życiu w jakąś jedną całość, reżyserię prowadzoną „z góry”, że po prostu nie muszę. Zdarza się czasami, że ktoś zwraca się do mnie: pan teraz tak często o tym mówi, to pewnie po wypadku? A ja na to: nie, po prostu nikt mnie wcześniej o takie sprawy nie pytał.

Mówi Pan o „reżyserii” z góry. Tytuł Pańskiej książki „Wszystko jest po coś” wiele mówi…

Rzeczywiście, tak już jest. Jestem głęboko przekonany, że tytuł tej książki ma sens i tą prawdą kieruję się w życiu. Czasami jak się nie układa, zdarza się myśleć, czy ta „reżyseria” idzie zgodnie z naszymi oczekiwaniami, ale myślę, że ona idzie swoim torem i my często nawet nie wiemy, że coś, co się nam wydarza, jest dla nas dobre. Często o tym dowiadujemy się dopiero po dłuższym okresie.

Ma Pan także na myśli ten dramatyczny wypadek, pożar, w którym tak Pan ucierpiał?

Wtedy, te cztery lata temu oczywiście tego tak nie odbierałem. Wiadomo, że w takiej sytuacji człowiek jest załamany i martwi się, co będzie dalej, choć nigdy nie waliłem głową w mur. Przyjąłem to jak mogłem, z dużą pokorą. Ale teraz, po upływie czasu, który daje pewien dystans, mogę z przekonaniem powiedzieć, że to wszystko, co wówczas wydawało mi się złe, trudne, przyniosło pozytywne efekty. Myślę, że wielu rzeczy, które dziś robię prywatnie i zawodowo, nie robiłbym, gdybym wtedy nie dostał takiego kopniaka. Prywatnie na przykład jestem dziś zaangażowany w wiele płaszczyzn pomocy różnym ludziom i pewnie nikt by ode mnie takiej pomocy nie oczekiwał, gdyby mi się coś takiego wtedy nie przytrafiło. I gdybym ja sam wtedy takiej pomocy nie dostał, pewnie dziś nie byłbym aż tak skłonny jej w dwój- czy w trójnasób oddawać. Jestem przekonany, że to wszystko jest po coś i ma swój głęboki sens.

Są osoby publiczne, które po podobnych przejściach, jakie Pan miał, po jakichś wypadkach, przechodziły głęboką duchową przemianę i stawały się głęboko wierzące. To nie jest pański przypadek?

 

DALEJ CZYTAJ NA:

SDP.PL

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości