SDP SDP
912
BLOG

Rozmowa z Tomaszem Raczkiem

SDP SDP Kultura Obserwuj notkę 2

Z Tomaszem Raczkiem o granicach etyki krytyka filmowego, antynagrodach Węży i „krytykach obywatelskich” rozmawia Andrzej Kaczmarczyk.

 

Tomasz Raczek (1957) – krytyk filmowy, publicysta i wydawca; autor licznych programów radiowych i telewizyjnych; były redaktor naczelny „Playboya” i „Voyage”; założyciel i właściciel Instytutu Wydawniczego Latarnik.

 

Jacek Samojłowicz, producent filmu „Kac Wawa” zapowiedział, że pozwie Pana do sądu, bo na Facebooku odradzał Pan pójście na ten film. To według niego „przekroczenie granic etyki dziennikarskiej”. Zaskoczyło to Pana?

Oczywiście, bo nie ma podstaw do takiego zarzutu. Pan Jacek Samojłowicz poczuł się osobiście dotknięty i w różnych wystąpieniach twierdzi, że zwalczam jego oraz jego przedsiębiorstwo zajmujące się produkcją filmów, a tymczasem nie ma to żadnego uzasadnienia w tym, co piszę. Przez cały czas piszę i mówię wyłącznie o filmie „Kac Wawa”, którego Jacek Samojłowicz był współproducentem. Jako krytyk filmowy opowiadam o filmach i staram się tym, którzy moje wypowiedzi czytają pomagać w podjęciu decyzji, na który film pójść. Jeśli piszę, że jakiś film nie jest udany i odradzam jego oglądanie, to nie ma nic wspólnego z nawoływaniem do bojkotu. Wypełniam klasyczną rolę krytyka filmowego. Podobnie wygląda to także w przypadku krytyków teatralnych czy gastronomicznych. Przecież jeśli krytyk napisze, że w jakiejś restauracji jedzenie nie jest smaczne, to przecież nie znaczy to, że wzywa do bojkotu. Po prostu doradza gdzie można dobrze zjeść, a gdzie nie. Tak samo ja radziłem, żeby ten film uznać za ciężkostrawny i sobie darować.

Grupa krytyków zorganizowała się na Facebooku i będzie przyznawać nagrody, a właściwie antynagrody Węży dla najgorszych polskich filmów. Czy Pan należy do tej grupy?

Tak, jestem w grupie 60 krytyków i dziennikarzy piszących o filmie, którzy stworzyli nagrodę Węży. Nagrody będą przyznawane corocznie w kilkunastu kategoriach i za każdym razem będą brane pod uwagę filmy, które weszły na ekrany w roku poprzednim. Z tego powodu film „Kac Wawa” będzie brany pod uwagę dopiero w roku przyszłym.

Czy mam rozumieć, że Pańską nominację do Węży za rok 2012 już znamy?

Jeszcze nic nie wiadomo, bo mamy przecież dopiero koniec pierwszego kwartału i niejedno może się jeszcze wydarzyć. Natomiast dodam, że równolegle do Węży przyznawana jest nagroda prowadzonego przeze mnie Weekendowego Magazynu Filmowego (TVP1). Ogłosiliśmy w nim plebiscyt dla telewidzów na najgorszy film ostatniego dziesięciolecia. Tu nie ma podziału na kategorie. Nagroda będzie jedna: Złoty Paw za najgorszy film dekady. Głosowanie prowadzone jest w Internecie, a ogłoszenie wyniku 31 marca. Węże i Złoty Paw to nagrody, które się dopełniają, bo pierwsze są nagrodami krytyków, a druga publiczności.

Na ile krytycy filmowi mają dzisiaj wpływ na zachowania widzów?

Gdyby brać na poważnie to co mówi Jacek Samojłowicz, to mają ogromny wpływ, bo on twierdzi, że na skutek mojej krytyki jego film przestał być oglądany. Rzeczywiście po dwóch tygodniach film został zdjęty z ekranów, co jest chyba najbardziej spektakularną klapą w polskim filmie komercyjnym od lat. Nie jestem jednak aż tak zadufany, żeby sądzić, że mam tak wielki wpływ na widzów, film po prostu im się nie spodobał. Swoją drogą przydałoby się,  żeby widzowie trochę słuchali krytyków. W ostatnich latach powstała cała grupa bardzo kiepskich filmów, obliczonych na najgorszy gust i jednocześnie na duży zysk, nie mająca żadnych ambicji artystycznych. Tymczasem także w kinie komercyjnym, z punktu widzenia rzemieślniczego, można osiągnąć mistrzostwo. Tutaj tak nie było, ale ponieważ publiczność dopisała, producenci uznali, że widzom to wystarczy. Niestety, krytycy w większości  powstrzymywali się od chodzeni na takie filmy i pisania o nich. Uznali, że są one poniżej ich godności. Efekt jest taki, że spora część polskiej produkcji filmowej została wyjęta spod „kontroli konsumenckiej”…

… pośredniej „kontroli konsumenckiej”…

Tak, bo krytycy zwykle dokonują takiej kontroli jakości z myślą o widzach, a w tym wypadku część filmów została z niej zwolniona. To, co stało się w ostatnich dniach, to przypomnienie, że ta część kina też jest ważna - krytycy nie powinni jej omijać. Mam nadzieję, że teraz ta część komercyjna zostanie znowu włączona do polskiego kina, a krytycy również w stosunku do niej będą odgrywać swoją „statutową’” rolę: oglądać te filmy, recenzować i bez ogródek pisać prawdę, nie zważając na to, kto finansuje te filmy i jaki to będzie miało wpływ na kontakty towarzyskie czy zawodowe z tymi ludźmi. To jest niesłychanie ważne. W naszym świecie mamy nadmiar informacji i pilnie potrzebujemy odważnych przewodników.

A propos nadmiaru informacji. Czy nie obawia się Pan, że w dobie Internetu, na wzór dziennikarstwa obywatelskiego, pojawi się filmowa krytyka obywatelska i zawodowi krytycy stracą na znaczeniu?

W tej kwestii jestem wielkim optymistą. Uważam, że w takich przypadkach zawsze zwycięża talent. Jest mi wszystko jedno, czy czytam tekst zawodowego krytyka czy amatora, liczy się dla mnie tylko to, jak to jest napisane i uargumentowane. Jeśli ktoś jest inżynierem i hobbistycznie pisuje o filmie, ale robi to świetnie, niech zostanie gwiazdą krytyki! Dziś miejsce publikacji traci na znaczeniu. Przypomnę, że moja krótka recenzja o „Kac Wawa” nie ukazała się w którymś z opiniotwórczych mediów lecz na mojej stronie na Facebooku jako impresja po powrocie z kina…

... jako impresja krytyka obywatelskiego…

… no, właściwie tak, bo to rodzaj moich prywatnych zapisków z rzeczywistości, które udostępniam chętnym.

Rozmawiamy krótko po przyznaniu Orłów, nagród Polskiej Akademii Filmowej. Jaka jest Pańska opinia na temat tegorocznego werdyktu?

Uważam, że jest ze wszech miar słuszny. Od wielu miesięcy twierdziłem, że „Róża” to najwybitniejszy zeszłoroczny film polski. Sprawiedliwości stało się zadość, bo ten film brał udział w festiwalu w Gdyni i tam nie został doceniony, a nawet, pomimo swojej wartości, nieomal niezauważony. Bardzo mnie też cieszy nagroda dla Agaty Kuleszy za stworzenie w „Róży” naprawdę wybitnej kreacji. To rzadkie zjawisko w polskim kinie. Cieszy też nagroda dla Roberta Więckiewicza za rolę „W ciemności”. W ogóle wszystkie trzy filmy pretendujące do głównych nagród czyli „W ciemności” Agnieszki Holland, „Róża” Wojtka Smarzowskiego i „Sala samobójców” Jana Komasy były filmami wybitnymi. To był dobry rok dla polskiego filmu i tym bardziej należy zwracać uwagę i wyraźnie mówić, że jest złe to, co w polskim filmie okazało się zawstydzającą pomyłką. Bo najgorsze co się może zdarzyć, to opinia widzów, że wszystkie polskie filmy nie nadają się do oglądania. Trzeba widzieć pełną skalę: nagradzać Orłami wybitne osiągnięcia kinematografii i piętnować to, co okazało się  skandalem artystycznym, jak „Kac Wawa”.


 

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura