SDP SDP
324
BLOG

W interesie „prostego człowieka” – felieton Wiktora Świetlika

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 1

W którejś z części „Nagiej Broni” jest scena protestu więziennego na stołówce. Jak to przy takim buncie, więźniowie wykrzykują hasła, domagają się lepszych warunków, nieprzypalonej kaszy i tak dalej. W pewnym momencie z ławy wstaje Frank Dreblin - Leslie Nielsen i z lampką wina w ręce krzyczy wściekły: a Château le Blanc, rocznik 1968, powinno podawać się lekko schłodzone!

Zauważyłem, że w gruncie rzeczy robią tak wszyscy. Nikt nie troszczy się o interesy własne, swojej grupy, branży, kumpli, sponsorów, a wszyscy troszczą się właśnie o najbiedniejszych, najbardziej potrzebujących. Tak było z pamiętnym Drzewieckim, który w trosce o to, by polskie dzieci były lepiej wysportowane załatwiał polom golfowym przekwalifikowanie podatku na niższy. Tak jest z tymi wszystkimi imprezami charytatywnymi i dużą częścią fundacji medialnych. Ponoć jest nawet taka reguła, że skala miłosierdzia jest wprost proporcjonalna do łącznej sumy ciężaru botoksu, zgromadzonego na sali balowej. Nie inaczej jest w przypadku dziennikarskich i poselskich targów o kształt „sprostowania” w ustawie medialnej, w których ostatnio uczestniczyłem podczas obrad Sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu.

Najpierw dobra wiadomość stamtąd. Przerażający potworek „wykomisjowany” niedawno przez Senat RP, wedle którego media nie umieszczałyby nic poza „odpowiedziami”,  spoczywa już w nieświęconej ziemi. Kolejna dobra wiadomość: za niezamieszczenie sprostowania nie będzie można już zostać przestępcą. Najlepszą wiadomością jest jednak ta, że posłowie troszczą się nie o siebie, a o zwykłych ludzi.

Można to było zobaczyć dobitnie podczas dyskusji na temat najważniejszego teraz punktu spornego: czasu w jakim redakcja miałaby  zamieścić sprostowanie. Dla portali internetowych wyznaczono na to termin trzydniowy. Niżej podpisany starał się przekonać szanowne poselstwo, że mały portal internetowy często zatrudnia jedną, dwie osoby, nie ma stałej obsługi prawnej, i że szczególnie w starciu z władzami lokalnymi, urzędem, czy dużą korporacją, zadecydować może o opublikowaniu sprostowania strach przed upływem krótkiego terminu a nie jego merytoryczna zawartość. Część z poselstwa udało się przekonać i jest szansa, że termin zostanie wydłużony do tygodnia. Propozycję by były to dwa tygodnie potraktowano z ironicznym pobłażaniem („może w ogóle zrezygnujmy ze sprostowań”). Co charakterystyczne jednak, państwo posłowie, szczególnie ci przy władzy, bardzo nie lubią kiedy to wszystko odnosi się do nich. Oni swoją obronę rygorów sprostowania kierują, jak Tuwim wiersz, „do prostego człowieka”. Im przecież nie chodzi o posła, ministra, burmistrza, wojewodę, szefa korporacji. Chodzi o tego maluczkiego, biednego, pokrzywdzonego przez medialny koncern. Żeby mógł dochodzić swoich praw. Żeby nie szargano jego imienia.

Tylko, że wystarczy przejrzeć większość sprostowań, a także zobaczyć kto w Polsce wytacza największą ilość spraw karnych i cywilnych. Spory celebrytów z  kolorówkami zostawmy na boku, bo tam chodzi o pieniądze, to relacja „B to B” (biznes robi tabloid, żywiąc się celebrytą, biznes robi celebryta, promując się dzięki temu, a potem wygrywając pieniądze). Poza celebrytami sprawy wytaczają przede wszystkim lokalne władze, instytucje państwowe; często procesy  prowadzone są za pieniądze podatnika. Bardzo często uderzają one (prowadzą do zastraszenia, a nawet do zamknięcia) właśnie w małe media lokalne, gminne portale.  Sprostowania i towarzyszące ich odmowie procesy trafiają w dziennikarzy, którzy pomimo kryzysu i zaniku mediów lokalnych się nie poddali, a nadal starają się patrzeć władzy na ręce.

Tak, wiem. Mnie też można zarzucić, że bronię interesu branżowego zasłaniając się „lokalnymi portalami” i tak dalej. Może to i po części prawda. Nie zmienia ona jednak faktu, że to, co napisałem powyżej też jest prawdą.  Dlatego w tym przypadku moja prawda, nawet jeśli jest „mojsza”, to jest i prawdziwsza. Polskie  media są bardzo dalekie od świętości, ale sprostowania i sądowe konflikty z nimi dotyczą częściej politycznych i biznesowych elit niż maluczkich. A „prości ludzie”, a także prostolinijni, to często ci, którzy dziś robią małe obywatelskie media. Swoją drogą, nie jestem pewien czy coś takiego jak ten opiewany „prosty człowiek” w ogóle istnieje. Ale skoro wszystkim się taka kategoria przydaje, więc umówmy się, że jest.
 

 

Wiktor Świetlik


             

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości