SDP SDP
2010
BLOG

Prawda o przeciekach - felieton Marka Palczewskiego

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 27

"Nie można jednoznacznie stwierdzić obecności trotylu i nitrogliceryny. To mogły być te składniki, ale nie musiały. Okazuje się, że aby ostatecznie przekonać się, czy obecne były tam materiały wybuchowe, potrzeba aż pół roku badań laboratoryjnych. Dopiero wtedy, czyli ponad trzy lata po katastrofie, mamy dowiedzieć się, czy doszło do eksplozji, czy nie” – napisała w drugiej wersji oświadczenia redakcja „Rzeczpospolitej”. Wcześniej napisała: „Pomyliliśmy się pisząc dziś o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały.” A wczoraj Cezary Gmyz napisał, że we wraku tupolewa odkryto ślady materiałów wybuchowych.

Która wersja jest prawdziwa? Prawdę o tym, czy był trotyl czy nie być może poznamy za pół roku, a być może nigdy. Ważna jest precyzja wyrażania się. Cezary Gmyz podtrzymuje na Twitterze swoje ustalenia i pisze, że „Rzeczpospolita” po rozmowie z nim zmieniła treść oświadczenia. Cezary Gmyz jest znany z dokładności, powołuje się na cztery niezależne od siebie źródła, ma szerokie znajomości i informatorów wśród służb. Warto jednak pamiętać, że w aferze Watergate redaktorowi naczelnemu Washington Post nie wystarczały cztery źródła, na które powoływał się Bob Woodward i polecił weryfikować dalej.

Przecieki mają to do siebie, o czym Cezary Gmyz wie z pewnością dużo więcej ode mnie, że zawsze komuś służą. Nie ma przecieków bezinteresownych. Ich zadaniem jest kompromitacja przeciwnika, załatwienie własnych interesów, udział we władzy, bądź też wypuszczenie próbnego balonu. Oczywiście może zdarzyć się przeciek z poczucia misji, przeciek w celu naprawienia zła. Takie przecieki zdarzają się rzadko, może takim było dostarczenie Pentagon Papers redakcji NYT przez Daniela Ellsberga, może informacje udzielane przez Deep Throat. Z naciskiem na „może”, bo przecież komuś (w tym drugim przypadku demokratom) zależało na obaleniu Nixona. Przypomnę, że 7 lat temu (dokładnie 5 lipca 2005 roku) na łamach „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł obciążający ś.p. Andrzeja Przewoźnika współpracą  z SB. Przeciek był skuteczny – Przewoźnik nie został szefem IPN, a późniejsze orzeczenie Sądu Lustracyjnego, że materiały nie wskazują, iż był agentem SB, a pokazują wręcz, że takiej współpracy nie chciał podjąć, dały pomówionemu satysfakcję, ale były przysłowiową musztardą po obiedzie.

Jak będzie tym razem? Czy „Rzeczpospolita” się myliła? Może dowiemy się za pół roku. Gmyz podtrzymuje swoje, a dotąd był solidny, ale dziennikarz śledczy jak saper, myli się tylko raz. Potem trudno mu przywrócić reputację i wiarygodność. Wie o tym dobrze kilku byłych dziennikarzy śledczych. To niezwykle odpowiedzialny rodzaj dziennikarstwa. Dlatego nie wyrokujmy ze stuprocentową pewnością już dziś po czyjej stronie jest prawda. Ale, z drugiej strony, jeśli za pół roku okaże się po badaniach, że materiałów wybuchowych jednak nie było, to czy redakcja odwoła swoje pierwsze rewelacje, czy uzna, że badania były niewystarczające, czy powoła się na swoje „tak, ale”?

Dziś rano usłyszałem w Radiu Tok FM, że liczy się cytowalność, zarabianie pieniędzy. Że coraz popularniejsze jest cyniczne dziennikarstwo. Nie sądzę, żeby „Rzeczpospolitej” o to chodziło. Redakcja stanęła za Gmyzem, bo to należy do zawodowej solidarności. Poczekamy, zweryfikujemy. Na razie ogary poszły w las. Politycy obu stron już wykorzystali swoje szanse. Media jako IV władza mogą się tylko tej akcji przyglądać.

 

Marek Palczewski

31 października 2012

 

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości